środa, 13 września 2017

Hotel Skipper w Rewie


Pisząc o hotelu Skipper w Rewie, zacznę od oklepanej, ale jakże prawdziwej frazy „Cudze chwalicie, swego nie znacie. Sami nie wiecie, co posiadacie”. Znaleźliśmy to miejsce zupełnym przypadkiem. Ktoś kiedyś wspomniał, że Rewa jest idealna na złapanie oddechu i zwolnienie tempa, że mają tam fajny cypel, etc… Ten cypel skusił nas najbardziej. Mowa oczywiście o Cyplu Rewskim, który oddziela Zatokę Pucką od Zatoki Gdańskiej. Zjawiskowe miejsce. Do szczęścia brakowało nam tylko hotelu/pensjonatu w pobliżu cyplu, najlepiej z widokiem na zatokę, z tarasem, na którym można by się napić kawy o poranku. Wyszukiwarka od razu skierowała nas do trzygwiazdkowego hotelu Skipper. I brawo dla niej! Przeglądając zdjęcia, nie mogliśmy uwierzyć, że nie ma w nich żadnego retuszu i że w hotelu jest naprawdę tak ładnie, gustownie i nowocześnie (niejedna placówka czterogwiazdowa mogłaby wziąć przykład). Na miejscu szybko okazało się, że fotografie nie kłamały. Dodam jeszcze, że korespondując z obsługą hotelową, poprosiłam o pokój z widokiem na morze, z czym nie było żadnego problemu. Pani zrobiła dla nas rezerwację i zapewniła, że będziemy mieli piękny pokoik z oknami wychodzącymi na zatokę. Przy tej okazji warto wspomnieć o przemiłej obsłudze hotelowej!

Pokój (wybraliśmy wersję ekonomiczną) był faktycznie rewelacyjny: mały, ale zarazem przestronny, elegancko i nowocześnie umeblowany oraz wyposażony. W sam raz dla dwóch osób. Harmonijne, przytulne, nawiązujące do marynistycznych motywów wnętrze uzupełniał wychodzący na zatokę balkon, na którym spokojnie mieściły się dwa foteliki i niewielki stolik. Dodatkowym atutem balkonu były jego przezroczyste balustrady, dzięki którym do wnętrza pokoju docierało jeszcze więcej światła i pięknych widoków zatoki. Przyznaję, że oglądanie zachodu słońca z tego balkonu było dla mnie znacznie przyjemniejsze, niż z plaży. Wygodny fotelik, koc (wieczory były jeszcze chłodne), lampka smacznego wina i ciepłe światło zachodzącego słońca – dobrodziejstwo dla ciała i ducha.

Na wyposażenie pokoju składała się również oczywiście bardzo gustownie urządzona i całkiem spora łazienka, z okna której też można było popatrzeć na zatokę.
Cena za pokój obejmowała także śniadanie – dodam – serwowane na bogato i smacznie. Byliśmy naprawdę zaskoczeni jego różnorodnością, dlatego bez wahania zapewniam, że każdy znajdzie coś dla siebie. Istotny dla nas był również fakt, że obsługa hotelowa cały czas czuwała nad dostępnością poszczególnych produktów. Gdy tylko coś się kończyło, natychmiast to uzupełniano. Nie trzeba było nikogo o nic prosić, czy zwracać uwagę na brak czegokolwiek. Oczywiście konsumpcja odbywała się w restauracji z widokiem na plażę i zatokę.
W ramach pobytu bezpłatnie i bez limitu mogliśmy korzystać ze strefy basenowej, jacuzzi oraz saun.

Reasumując – hotel Skipper oczarował nas swoją fantastyczną lokalizacją, gościnnością i uprzejmością obsługi oraz przytulnym, czyściutkim, zadbanym i  urządzonym w marynistycznym stylu wnętrzem. W połączeniu ze spokojnym, leniwym, kameralnym wręcz klimatem Rewy, stanowi on idealne miejsce na odpoczynek od codziennego zgiełku, pośpiechu i hałasu. Czas płynie tam jakby wolniej. Bez wątpienia jest to absolutnie unikatowy punkt polskiego wybrzeża. I bez wątpienia trzy gwiazdki to przynajmniej o jedną za mało!



wtorek, 23 czerwca 2015

Hotel "Meduza" w Mielnie

Trzygwiazdkowy hotel "Meduza" w Mielnie ulokowany jest nad samym morzem, od plaży dzieli go zaledwie parę metrów. Bliskość Bałtyku jest niewątpliwie ogromnym atutem tego miejsca, ponieważ z większości hotelowych okien rozpościera się widok na morze. Warto też dodać, że w pokojach (a przynajmniej w tym, który miałam przyjemność zajmować) słychać było kojący i przyjemny szum morskich fal - nawet przy zamkniętych oknach.

"Meduza" to bardzo elegancki i szykowny hotel. W przestrzennym pokoju, oczywiście z widokiem na morze, prócz łóżek, mniejszych i większych szaf, mieliśmy do dyspozycji również zgrabną sofę z dwoma fotelami i okrągłym stolikiem. To naprawdę fajne rozwiązanie, które niewątpliwie zapewnia gościom jeszcze większy komfort pobytu, zwłaszcza tym, którzy wieczorami lubią pograć w scrabble, tysiąca czy statki :)

Nie byłabym sobą, gdybym nie zwróciła uwagi na jeszcze jeden, arcyważny dla mnie mebel - piękne biurko opatrzone równie elegancką lampką, ustawione tuż przy oknie. Strzał w dziesiątkę. Myślę, że o takim miejscu do pracy marzy niejeden pisarz :)

W pokoju, w którym mieszkaliśmy, nie było wprawdzie elektrycznego czajnika, ale w razie potrzeby użyczaliśmy go z recepcji. Nikt nie robił tu najmniejszego problemu.

Idźmy dalej - hotelowa restauracja: oszklona, panoramiczna. Codziennie, o ile była możliwość, zajmowaliśmy stolik przy jednym z okien i jedliśmy śniadanie lub inny posiłek, zerkając od czasu do czasu na morze. W przestrzennej restauracji panowała bardzo przyjemna atmosfera, którą tworzyła przede wszystkim miła i profesjonalna obsługa oraz, rzecz jasna, widok na Bałtyk. Dla mnie nie bez znaczenia pozostawał również fakt, że w tle leciała przyjemna dla ucha muzyka, powiedziałabym - doskonale pasująca do tak wykwintnego miejsca. Jedzenie bez zarzutu. Karta dań jest urozmaicona i dlatego myślę, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Dodam - za niedużą cenę.


Będąc w "Meduzie", trudno przejść obojętnie przez hotelowy dziedziniec. Jest on piękny, dostojnie umeblowany, szykowny, opatrzony w szklany sufit. Miejsce szczególne, zwłaszcza zimą, ponieważ to właśnie na dziedzińcu znajduje się kominek, przy którym goście mogą spędzić przyjemne chwile, popijając dobre wino. Chętnych nie brakuje i wcale mnie to nie dziwi.

Z dziedzińca, schodami w dół, można dotrzeć do kolejnego fantastycznego miejsca w hotelu - SPA. Goście mają tu do dyspozycji (darmowej) duży, kryty basen z hydromasażem i wodną kaskadą, jacuzzi, pomieszczenie z podgrzewanymi kamiennymi leżakami, saunę parową oraz suchą i niewielką siłownię. Spróbowaliśmy wszystkiego :) Zdarzało się, że ze SPA wychodziliśmy jako ostatni, tuż przed zamknięciem :)

"Meduza" to urzekające miejsce - bardzo eleganckie, dostojne, zarazem przytulne. Doskonale nadaje się dla osób, które chcą odpocząć w pełni komfortowych warunkach i pozwolić sobie na długie chwile oderwania od codzienności. Jest to hotel, do którego chce się wracać!

środa, 28 sierpnia 2013

Pokój na godzinę

Taką ofertę znaleźliśmy na portalu tablica.pl


Artykuł z www.pomorska.pl
Autor: ADAM WILLMA, adam.willma@pomorska.pl

Hotel "Pomorski” w Bydgoszczy zagrał w otwarte karty - reklamuje pokoje na godziny i pełną dyskrecję. - Ale czy to jeszcze hotel, czy już dom schadzek? - zastanawiają się hotelarze.
 Ogłoszenia nie pozostawiają wątpliwości - za 55 złotych hotel oferuje do 5 godzin dyskrecji.
W ramach usługi duże małżeńskie łoże, a nad łóżkiem ogromne lustro.
"Zapewniamy pełną dyskrecję i przy wynajmie na kilka godzin nie wymagamy dokumentów do meldunku” - czytamy w reklamie.
 W internecie podobnych ofert jest już sporo. W Bydgoszczy od kilku lat tuż przy Starym Rynku działa ApartLove, specjalizujący się głównie w udostępnianiu pokojów na godziny. Podobne przybytki znajdziemy na starówce w Krakowie, jednak największym zagłębiem nowych usług hotelarskich jest Wielkopolska.
Rzadko usługę godzinową wpisują jednak do cennika hotele "gwiazdkowe”. Wyklucza ją m.in. czterogwiazdkowy hotel 1231 w Toruniu. - Ważniejszy jest dla nas komfort klientów, którzy regularnie do nas przyjeżdżają, a tych łatwo byłoby zrazić sąsiedztwem par wynajmujących pokój na godzinę - mówi Mateusz Mazur, dyrektor 1231. - Takie usługi praktycznie eliminują spośród klientów rodziny z dziećmi i mogłyby mocno nadszarpnąć renomę hotelu.
A renoma to dla hoteli z wyższych półek świętość. - Zwłaszcza w czasach, gdy informacje rozchodzą się bardzo szybko - zauważa Mateusz Mazur. - Każdego roku rośnie liczba gości, którzy przy wyborze hotelu kierują się opiniami umieszczanymi w internecie. hotel na godziny to jeszcze hotel? Decyduje rynek, w Japonii istnieje kategoria "love hotel” i wówczas nie ma przynajmniej wątpliwości.
Pokoje na godziny od lat funkcjonują również przy lotniskach, ale tam mają niewiele wspólnego z miłosnymi igraszkami.
- Jest kryzys i hotele próbują szukać nowych sposobów na zarabianie - mówi Krystyna Skonieczna z biura do spraw usług turystycznych Urzędu Marszałkowskiego w Toruniu. - Ale "Pomorski” mnie zaskoczył, bo otwarcie reklamuje usługę, którą oferuje wiele hoteli, ale raczej się nie afiszując. To ryzykowne, bo może odstraszać innych klientów.
"Zszokowany” ofertą bydgoskiego hotelu jest Krzysztof Milski, prezes Polskiej Izby Hotelarstwa: - Mamy oczywiście swobodę działalności gospodarczej, ale tego typu usługi naruszają etykę hotelarską i obniżają rangę innych hoteli.
Według Milskiego, włączenie do oferty usług godzinowych są krótkowzroczne: - Ja w takim hotelu po prostu bym nie nocował i sądzę, że większość klientów myśli podobnie - twierdzi Krzysztof Milski.
Zygmunt Bernat, właściciel hotelu "Pomorskiego” nie znalazł czasu na rozmowę z "Pomorską”.

środa, 14 sierpnia 2013

Nowa strona internetowa sieci Focus Hotels


https://mail-attachment.googleusercontent.com/attachment/?ui=2&ik=7ad128e084&view=att&th=1407c2529ba09132&attid=0.2&disp=inline&safe=1&zw&saduie=AG9B_P9fmjQdMI9uGKG8zfqqHswQ&sadet=1376480968802&sads=sK8-C8LA_tm4SwQfCEyp0p7oiuI

W połowie sierpnia, polska sieć Focus Hotels uruchomiła nową stronę internetową. Nowoczesny design, przyjazny i czytelny układ, intuicyjna nawigacja, indywidualne rozwiązania dla użytkowników- to tylko niektóre z zalet www.focushotels.pl. Głównym celem wprowadzenia nowej strony, jest zwiększenie sprzedaży bezpośredniej oraz usprawnienie internetowego systemu rezerwacji. Dodatkowo zaimplementowana zostanie w najbliższym czasie aplikacja na urządzenia mobilne.
Nowa strona internetowa dynamicznie rozwijającej się polskiej sieci Focus Hotels, charakteryzuje się bardziej intuicyjną nawigacją dla użytkowników oraz większą liczbą niezbędnych informacji i zdjęć. Treści wyświetlane są teraz bardziej przejrzyście i czytelnie. Zawartość strony, została umiejętnie dopasowana do poszczególnych grup docelowych- klientów biznesowych, konferencyjnych jak i gości indywidualnych.
Projekt charakteryzuje się całkowicie zmienionym designem. Obecnie cechuje go lekkość i świeżość przekazywanych informacji, co jest również zgodne z obecnym kodem komunikacji Focus Hotels. Wynika to z realizowanej strategii, czyli pozycjonowania się jako sieć hoteli ekonomicznych na rynku, poprzez pracę nad wizerunkiem i świadomością marki.

piątek, 25 stycznia 2013

Kiedyś dawali rajstopy, teraz jedynie dane do faktur



 
Jak zmienili się goście hotelowi przez ostatnie 30 lat? Kto nocował w hotelach w latach 80-tych a kogo spotkamy tam dzisiaj?

Mężczyzna w średnim wieku, nocuje jedną noc, zawsze w tygodniu. Fakturę bierze na firmę. Przyjeżdża służbowo - raz w miesiącu, czasem częściej. Nie zostawia napiwków – za nie firma nie zwraca. Większość czasu spędza w pokoju, przy laptopie.
Starsza kobieta, odwiedza groby rodzinne. Kiedyś przyjeżdżała z mężem, teraz już sama. W stanie wojennym uciekła zagranicę. Wraca tu z sentymentu.
Przyjeżdża na studia, nocuje zawsze w weekendy. Nocleg bez śniadania, oby jak najtaniej. Czasem narzeka, że internet nie działa. Bez niego nie potrafi już funkcjonować.
Każdy w innym pokoju, z innego powodu, dla innych celów. Wszyscy w jednym hotelu. W hotelu, który gościł już miliony osób.

Pracuję w recepcji, to miejsce, z którego mam okazję widzieć wszystko i słyszeć więcej niż się gościom wydaje. Lubię obserwować ludzi. Codziennie rozmawiam z setkami osób, poznaję ich historię i problemy. Najgorzej jest wtedy, kiedy nie mogę pomóc.

Jest wieczór, pracuję na nocną zmianę. Do hotelu wchodzi młoda kobieta z torbą i śpiącym niemowlakiem w ramionach. Widać, że w głowie kłębi się jej tysiąc myśli. Czy dobrze zrobiła odchodząc? Jak sobie teraz poradzi? Gdzie pójdzie? Prosi mnie, abym nikomu nie udzielała informacji gdzie mieszka. Pytam, czy czegoś jej nie potrzeba, może maluszek jest głodny albo potrzebne będzie łóżeczko dla dziecka. Jest skromna, nie chce robić problemów, prosi tylko o pomoc z bagażem. Portier odprowadza ją do pokoju.

Innym razem przyjmuje gościa, spisując dane z dowodu widzę- żonaty, dwoje dzieci ( w starych dowodach były te informacje). Przyjechał służbowo, na szkolenie. Firma wynajęła ponad 40 pokoi, sami mężczyźni. Takie grupy są najgorsze, zapowiada się ciężki dyżur. Oczywiście jak na większości takich szkoleń i tym razem faceci zachowują się jak „spuszczeni ze smyczy”. Połowa jest nieprzytomna zanim zostanie otwarty hotelowy bar, a po północy zaczynają się wędrówki na miasto i telefony do agencji towarzyskich. Tego wieczoru kilkanaście razy dzwoniła do mnie młoda kobieta. Chciała skontaktować się z mężem, może coś się stało, a on nie odbierał telefonu. Powiedziałam, że jak tylko gość wróci do hotelu to przekaże mu informację, że próbowała się z nim skontaktować. Niestety nie mogłam tego zrobić, był zbyt pijany i zbyt zajęty panią, którą zamówił z agencji.

Nocuje u nas wiele osób, którzy nie lubią samotności. W hotelu jakoś tak raźniej. Jest z kim porozmawiać, z kim wypić kawę w restauracji czy pooglądać telewizję w hotelowym barze. Mimo, że nie jesteśmy małym rodzinnym hotelikiem, a dużym miejskim hotelem z ponad 200 pokojami, to goście czują się u nas dobrze. Marketing hotelowy bazuje głównie na relacjach z klientem i my właśnie o tym staramy się pamiętać. Mamy wielu stałych gości, którzy przyjeżdżają do nas od lat. Niedawno gościliśmy starszą sympatyczną panią, która po dobie spędzonej w hotelu znała już chyba cały personel. Rozmawiała z wszystkimi o wszystkim. Pokojowa poznała historię jej choroby a kelner szczegóły z nieudanego małżeństwa. Nie ukrywam, że tacy goście na dłuższą metę są męczący, ale i dla nich trzeba znaleźć czas.

Najbardziej jednak nie lubię gości nieuczciwych i aroganckich. Tych pierwszych, dlatego, że jeśli nie opłacą swojego pobytu, to będę musiała to zrobić z własnej kieszeni (na szczęście takich sytuacji jest coraz mniej). Tych drugich, dlatego, że nie toleruję traktowania mnie w arogancki sposób, jeśli jestem miła i kulturalna to wymagam tego od innych. Niestety zdarza się, że goście wyżywają się na recepcji, bo nie ma gdzie zaparkować, bo pokój jest za mały a kolacja niesmaczna. Czasem trzeba mocno zacisnąć zęby, aby nie powiedzieć czegoś, czego się później będzie żałowało.
Współczesny gość hotelowy to często prężnie działający użytkownik Internetu. Ma konto na Facebooku, kupuje przez Groupona, wystawia i czyta opinie w sieci na temat hoteli. Należy więc być bardzo ostrożnym i dbać o to by każdy, kto zdecydował się zanocować w naszym obiekcie był usatysfakcjonowany.

Dzisiaj hotel musi być otwarty na potrzeby gości. Po zmianie przepisów dotyczących palenia tytoniu w obiektach hotelarskich nie można palić. W naszym hotelu wyznaczyliśmy piętra dla osób palących i niepalących. Dzięki temu goście niepalący czują się komfortowo a ci uzależnieni od nikotyny mogą w swoim pokoju zapalić papierosa.

A jacy goście przyjeżdżali kiedyś? Zawsze z wielką ciekawością słucham opowieści koleżanek o tym jak było tu 15-20 lat temu. Znam lata osiemdziesiąte jedynie z filmów Barei, a wszystkie historie typu kartki, czy kolejki są dla mnie nie do pojęcia. Czasem nie mogę zrozumieć, dlaczego ludzie wspominając te trudne czasy mówią o nich z takim sentymentem. Przecież niczego nie było, o wszystko trzeba było walczyć, nawet o przedmioty codziennego użytku, które są teraz ogólnie dostępne, jak telewizor czy pralkę. A mimo to niektórzy pamiętają to jako najlepszy okres w życiu. Rozbawił mnie pewien Pan, który miał do mnie pretensje, że nie mogę w środku nocy  sprzedać mu papierosów „spod lady”. Jak przyjeżdżał tu w latach osiemdziesiątych to szatniarz zawsze miał i nie było takich problemów.

Koleżanki opowiadały mi historię, o tym jak kiedyś przyjeżdżał Pan, który zabierał je do hotelowego Pewex-u. Każda recepcjonistka mogła tam wybrać sobie jakiś drobiazg. Napiwki  w latach 80-tych to była norma. Goście przywozili upominki z zagranicy, dawali rajstopy czy czekoladę. Podobno z napiwków można było uzbierać drugą pensję. To chyba jedyny element tamtych czasów, który mógłby wrócić. Teraz bardzo rzadko zdarza się aby gość nie chciał reszty. Często płaci kartą, albo odbiera fakturę na przelew. Firma za napiwki nie zwraca, a teraz ludzie liczą się z każdym groszem.
Kiedyś rynek obiektów hotelarskich wyglądał inaczej. W latach 80-tych hotel był największy w mieście. Nocowały tu gwiazdy, politycy i osobistości. Nieraz na recepcyjnej ladzie widniała tabliczka „brak wolnych miejsc” ,a goście czekali cierpliwie w holu, aż zwolni się pokój. Wszystkie duże grupy turystów nocowały u nas, nikt inny nie mógł pomieścić ponad 300 osób w jednym obiekcie. Nocowało też więcej cudzoziemców, głównie z Niemiec.

W latach 90-tych w Polsce zaczęła rozkwitać gospodarka. Polacy otwierali firmy rosły prywatne biznesy. Praca w hotelu dawała prestiż i możliwości. Recepcjonistki nie raz wychodziły z pracy z nowymi butami czy ubraniami, bo akurat przyjechał handlarz. Wtedy wszyscy mieli pieniądze, nie było tylko co kupować. Zdarzały się też sytuacje, że dzięki pracy w hotelu można było wyjechać zagranicę, zmienić stanowisko pracy czy znaleźć bogatego męża.
Obsługa hotelu wspomina z rozrzewnieniem jak kiedyś hotel tętnił życiem. W hotelowym barze bawiły się tłumy gości i mieszkańców miasta. Były dancingi i imprezy. Żartują, że niemal każdej nocy musiała interweniować Policja. Teraz jest inaczej. Klubów i pubów jest tyle, że mało kto decyduje się spędzić wieczór w hotelu.

Dla mnie niesamowite jest to, że hotel nie miał działu marketingu, nie funkcjonowała reklama nie było Internetu, a mimo to pokoje rzadko były puste. Dziś o każdego gościa trzeba walczyć, promować się, prowadzić stronę internetową i sprzedaż przez portale turystyczne by zapewnić hotelowi chociaż 50% obłożenie.

Odzwierciedleniem sytuacji w Polsce była ilość gości w hotelu. Gdy przyszedł kryzys, ludzie zaczęli tracić prace, firmy upadały a ceny wciąż rosły, liczba gości zaczęła maleć. Po wejściu Polski do Unii Europejskiej w hotelarstwie otworzył się nowy rozdział – szkolenia. Firmy pozyskiwały fundusze na wszelkie kursy i wynajem sal konferencyjnych zaczął przynosić spore zyski. Część pokoi została przerobiona na mniejsze i większe sale wykładowe. Konferencje, targi, rozmowy rekrutacyjne, szkolenia to teraz nieodłączny element funkcjonowania hotelu.
W ciągu ostatnich 30 lat zmieniło się wszystko. Zmienił się ustrój, gospodarka, technologie. Zmieniło się też hotelarstwo, obiekty stały się nowocześniejsze, pokoje komfortowe a klienci bardziej wymagający. Kto będzie gościem w moim hotelu za kolejne 30 lat? Myślę, że każdy kto chce nocować w miłym i przyjaznym miejscu, bo to się na pewno nie zmieni.


poniedziałek, 7 maja 2012

Nowocześnie, wygodnie i przytulnie


Tak opisałabym hotel Mercure w Warszawie, mając do dyspozycji trzy słowa.
Na szczęście mogę napisać więcej. Zatem – od początku. Nowocześnie. Mogłoby się wydawać, ze to oczywiste, zwłaszcza dla szanującego się czterogwiazdkowego hotelu. Ale różnie z tym bywa. W minionym roku sporo podróżowałam. Zwiedziłam między innymi Włochy (niemal całą Toskanię) i Francję. Mieszkałam, rzecz jasna, w hotelach. O ile trudno mieć zastrzeżenia do personelu (nawet do zestresowanej Włoszki, która wylała na mnie przypadkiem sos do spaghetti), to już nowoczesność placówek pozostawia wiele do życzenia. W czterogwiazdkowym hotelu w Montecatini Terme (Toskania) zabrakło… klimatyzacji. Upalne noce przyszło mi więc spędzać przy wiatraku, o który wybłagałam szefa hotelu. Natomiast we Francji (okolice Paryża) co rusz szwankowała winda. Obsługa recepcji – bardzo sympatyczna i rozgadana, ale… w swoim języku. Gdy usiłowałam wyjaśnić po angielsku, że z windą jest jakiś problem, Francuzi robili wielkie oczy, bo oni „Noł tolk inglisz”. Hotel co prawda trzygwiazdkowy, ale w internecie sprawiał wrażenie siódmego cudu świata.
Podobne wrażenie odniosłam, oglądając w sieci wnętrze warszawskiego „Mercure”. Nauczona doświadczeniem, pomyślałam sobie w pierwszej chwili, że fotograf świetnie opanował photoshopa. Ale na miejscu - miła niespodzianka. Bo internet nie kłamał. Razem z przyjaciółką zamieszkałyśmy w standardowym pokoju na czwartym piętrze. Naszą uwagę od progu przykuł telewizor, na ekranie którego widniało imię i nazwisko mojej współlokatorki oraz napis powitalny. Niby niewiele, ale od razu zrobiło się przyjemnie. W pokoju miałyśmy do dyspozycji czajnik elektryczny, do tego zapas kawy, herbaty oraz cukru. W szafie, tuż przy wejściu, znajdowała się niewielka lodóweczka, a w niej mały zapas alkoholu. To jedyna płatna strefa pokoju. Gdybyśmy miały ochotę na piwo lub wino, wystarczyło wypełnić leżącą obok listę i zaznaczyć na niej trunki, na które się zdecydowałyśmy. Opłatę uiszcza się, oddając pokój.
W łazience z kolei zaskoczyła nas suszarka. I tu znowu – ktoś stwierdzi, że drobiazg. Ale dla mnie znaczący. Pakując się, nie zdołałam już upchnąć suszarki. Pomyślałam więc, że albo zdam się na przyjaciółkę, która być może znalazła miejsce w walizce, albo … no cóż, przemęczę się i nie umyję włosów. Poza tym, idąc z Dworca Centralnego do hotelu, zmokłyśmy. Żadna z nas nie miała spodni na przebranie. Dlatego ten drobiazg, żeby nie powiedzieć – uratował nas, ale na pewno w znaczącym stopniu pomógł.
W łazience oczywiście czekały na nas zestawy mydełek, żeli pod prysznic, balsamów i szamponów. Cały ten kosmetyczny asortyment można było wykorzystać pod pięknym, przestrzennym prysznicem. Obsługa hotelowa dostarczyła nam także szlafroki oraz kapcie.
Zwiedzając placówkę, natrafiłyśmy między innymi na pokój, w którym znajdowały się deski do prasowania oraz żelazka. Za korzystanie nie trzeba było płacić. Dla mnie miłym zaskoczeniem była również doskonale wyposażona sala do fintessu oraz sauna. Goście hotelowi nie płacą. Darmowy jest również business corner, w którym hotel udostępnia stanowisko z internetem. Tu uderzyła mnie dbałość o szczegóły. Obok komputera leżą bowiem kartki, są też długopisy oraz spinacze. Kto chce, może sobie wydrukować potrzebny materiał.
Hotel dba również o gości pod względem kulinarnym. Nie przesadzę, pisząc, że zjadłyśmy z przyjaciółką królewskie śniadanie. Goście mogą sami zdecydować, co zjedzą. Do dyspozycji mają … bardzo bogaty zestaw. Na „szwedzkim stole” znalazły się owoce, warzywa, wędliny, sery (równe odmiany), rogaliki, ciasto, dżemy, jogurty, płatki kukurydziane, owsiane, musli i cały zestaw uwielbianych przeze mnie ziaren: słonecznika, pestki dyni, rodzinki. Na ciepło można było zjeść jajka, boczek, parówki oraz przepyszne racuchy.
Dlaczego wygodnie? Po pierwsze – centrum miasta. Ulica Krucza, przy której znajduje się Mercure, biegnie równolegle do Marszałkowskiej, czyli jakieś 800-900 metrów od dworca. Świetny punkt wypadowy do centrum miasta. Jeśli ktoś ma pytania związane ze zwiedzaniem stolicy, obsługa recepcji udziela wyczerpujących odpowiedzi. Goście dostają także mapki Warszawy.
Po całodziennym spacerze po mieście, ukojenie przynosi odpoczynek na wygodnym hotelowym łóżku. Kto chce, ogląda telewizję (za którą nie trzeba płacić) lub czyta książkę. Przy łóżku zamontowane są specjalne lampki dla miłośników czytania.
I tu dochodzę do ostatniego punktu – wyglądu wnętrza. Cały budynek został niedawno kompleksowo wyremontowany. W hotelu jest czyściutko, schludnie i kolorowo. Efekt, jak dla mnie – świetny! Nowoczesność bardzo ładnie komponuje się z estetycznym spokojem. Na podłogach leżą śliczne dywaniki z kolorowymi, delikatnymi akcentami. W tym samym deseniu utrzymane są firanki. Na ścianach korytarzy dominują żywe barwy, natomiast w pokojach – stonowane, przytulne pastele. Wszystko ze smakiem i wyczuciem.
W ulotce reklamującej Mercure przeczytałam, że łączy on w sobie aspekty centrum biznesowego oraz miejsca, w którym można odetchnąć od wielkomiejskiego zgiełku. Myślę sobie, że to zdanie idealnie oddaje ducha hotelu.

środa, 25 kwietnia 2012

Hot-elle w Mercure

Zgodnie z obietnicą, pierwsza subiektywna opinia Hot-elle i relacja z pobytu w 4-ro gwiazdkowym hotelu Mercure Grand w Warszawie.
Każdą podróż zawsze rozpoczynam od wirtualnej wycieczki, czyli sprawdzenia, co na temat danego hotelu znajdę w internecie. Przejrzałam booking.pl, poczytałam fora i wiedziałam już, że będzie dobrze. Bardzo dużo pozytywnych opinii i piękne zdjęcia.
Do stolicy pojechałam razem z moją przyjaciółką Martą. Kupiłyśmy bilet podróżnika za 69 zł , który upoważnia do podróżowania PKP po całej Polsce podczas weekendu. Pociąg, ku mojemu zaskoczeniu (chyba dawno nie jeździłam koleją) był wręcz luksusowy.
Ale wracając do właściwego przedmiotu mojej oceny, czyli Hotelu Mercure Grand – placówka usytuowana jest przy ulicy Kruczej 28 - niespełna 10 minut od Dworca Centralnego.

Jest godz. 11, podchodzimy do recepcji, doba rozpoczyna się o 14.00, ale mam nadzieję, że uda nam się zameldować szybciej. Zarezerwowany pokój już na nas czeka. Teraz trzeba tylko podjąć decyzję, czy ma być na piętrze dla palących, czy dla niepalących. Ostatecznie decydujemy się na tę drugą opcję. Pokój 432 czyli 4 piętro – twin standard. Recepcjonistka z uśmiechem wręcza nam karty i wskazuje drogę do windy. Oznakowanie w hotelu jest bardzo czytelne, więc trafiamy bez żadnego problemu. W drodze do wind mijamy business center. Nie mam ze sobą komputera, więc bardzo się ucieszyłam, że będę mogła skorzystać z internetu. Otwarty 24h na dobę punkt z komputerem, drukarką, skanerem, materiałami biurowymi dla osób uzależnionych od Internetu jest wybawieniem.
Trafiamy na czwarte piętro. Wszystkie pokoje otwierane są przez karty elektroniczne, one również włączają prąd w pokojach. Pokój jest przytulny. Z lewej strony stoją dwa łóżka, na których zostawiono szlafroki i kapcie, z prawej stoliczek i dwa fotele. Na stoliczku znajdujemy karteczkę : Mam na imię KATIA. To ja przygotowałam dla Państwa ten pokój. Ewentualne opinie proszę przekazać recepcji lub opisać je na odwrocie. Zapoznam się z nimi jutro rano. Dziękuje i życzę miłego pobytu!

W centralnej części stoi telewizor, na którym widnieje napis: Mercure Gran Hotel wita Małgorzatę Kopcińską!
Pokój jest z łazienką i wc. W łazience znajduje się duży oszklony prysznic, suszarka, lustro powiększające do makijażu oraz ręczniki i wszystkie niezbędne kosmetyki : balsam, żel pod prysznic, szampon, mydło. W pokoju stoi szafa z wieszakami i minibarek (dodatkowo płatny) oraz sejf.

 Będąc pod wrażeniem standardu hotelu, zaczęłyśmy wymieniać się poglądami przy kawie – w pokoju był czajnik z kawami i herbatami w saszetkach. Bardzo szybko okazało się, że Marta zwraca uwagę na zupełnie inne rzeczy niż ja. Dla mnie, jako hotelarza, który zna funkcjonowanie hotelu od drugiej strony, ciekawe było, na jakim programie pracuje recepcja (na Fidelio ), jakie jest średnie obłożenie hotelu, czy przyjeżdżają tu goście biznesowi czy turystyczni? Martę ciekawiły inne szczegóły. Jak można spędzić wolny czas w hotelu i w jaki sposób obsługa będzie wiedziała, że w barku w pokoju nic nie zostało wypite.
Po krótkim odpoczynku postanowiłyśmy zwiedzić hotel. Wsiadając do windy, zauważyłyśmy przycisk z napisem „Fitness”. Zjechałyśmy na poziom -1. Rowerki, bieżnie orbitreki – szkoda, że nie wzięłyśmy strojów sportowych, bo chętnie skorzystałybyśmy z tych atrakcji. W strefie fitness jest też sauna.
Następnie udałyśmy się do lobby, z którego można przejść do baru i restauracji. Naszą uwagę przykuł stojące w centralnej części holu pianino. Pracownik baru poinformował nas, że czasem można trafić na krótkie koncerty wykonywane na tym instrumencie.
Restauracja jest duża w beżowo-brązowej kolorystyce, filary okryto plisowanym materiałem w kolorze ecru, który dodaje temu wnętrzu uroku i sprawia, że sala staje się bardziej kameralna.
Od zastępcy kierownika zmiany dowiadujemy się, że hotel, który ma ponad 60 lat, niedawno przeszedł gruntowny remont i od roku 2008 funkcjonuje pod marką Mercure. Hotel jest nastawiony na klienta biznesowego przyjeżdżającego do Warszawy w interesach. Ku mojemu zaskoczeniu, wnętrza nie są smutne i przytłaczające, jak w innych biznesowych hotelach.
 W Mercure szare i pastelowe wnętrza przełamane są kolorowymi akcentami. Czerwone i bordowe dodatki  ożywiają przestrzeń, dodając jej energii. Całość sprawia, że człowiek czuje się tu dobrze.
Jako młodą mamę, interesowało mnie, czy hotele nastawione na gości biznesowych posiadają również udogodnienia dla rodziców podróżujących z dzieckiem. W Mercure Grand Hotel dzieci do 12 roku życia nocują bezpłatnie pod warunkiem, że nie korzystają z oddzielnego łóżka, mają również bezpłatne śniadanie. Dla maluchów można wypożyczyć łóżeczko, a w restauracji znajdziemy krzesełko dla najmłodszych dzieci.
Hotel posiada 299 pokoje w różnych standardach. Najdroższy kosztuje 1650 zł za dobę. Jako ciekawskie z natury kobiety, nie mogłybyśmy sobie odmówić obejrzenia takiego apartamentu. Nie było z tym problemu. Pani Bożenka z recepcji zaprowadziła nas do jednego z nich. Pokój był znacznie większy od naszego. Posiadał dwa oddzielne pomieszczenia. Wydzielono część sypialną, z której było bezpośrednie wejście do łazienki z dużą wanną - oraz cześć dzienną, gdzie można zaaranżować małe spotkanie służbowe. Naszą uwagę przykuł jeszcze jeden istotny szczegół. W pokoju, zamiast czajnika elektrycznego, był mały ekspres do kawy na specjalne kapsułki.
Jeśli chodzi o obłożenie hotelu – w tygodniu nocuje tu wielu gości, w weekendy natomiast placówka jest zdecydowanie mniej obłożona. Podobnie jest w wakacje, kiedy łatwiej znaleźć nocleg w Warszawie, można tez liczyć na ciekawe promocje.
Na zwiedzaniu hotelu i Warszawy minął nam prawie cały dzień. Widziałyśmy m.in. niesamowite Muzeum Powstania Warszawskiego – polecamy! Wieczorem z wielu planowanych opcji wybieramy oglądanie telewizji i leżenie na naszych wygodnych łóżkach w pokoju.
Jest niedziela, i coś na co czekałam cały weekend – śniadanie! Kosztuje 65 zł od osoby, więc spodziewam się bardzo dużego wyboru dań. No i nie zawiodłam się. Menu jest tak bogate, że spędzamy w restauracji 1,5 godziny. Jest wszystko: z dań na ciepło można zjeść jajecznicę, trzy rodzaje kiełbasek, bekon. Ogromny wybór wędlin i serów, do tego twarogi, jogurty, musli no i pieczywo: razowy chleb z pestkami był cieplutki jakby był prosto z piekarni. Można zjeść jajka, owsiankę, zrobić sobie sałatkę owocową z melona, ananasa, grejpfruta z pestkami dyni, słonecznikiem. Do picia kawa rozpuszczalna, herbata, kawa i cappuccino z ekspresu. Na deser racuchy, ciasteczka, mufinki – jest po prostu wszystko. Zgodnie stwierdzamy że każdy znajdzie coś dla siebie. Obcokrajowcy przyzwyczajeni do śniadań kontynentalnych czy typowych 
angielskich, wegetarianie, osoby na specjalnych dietach – każdy! Śniadanie rozpoczyna się o godzinie 6.30 i kończy o 11.00. My jesteśmy koło 9.30 i mimo że przed nami śniadanie jadło już wielu gości, na stołach i platerach tego nie widać. Obsługa dba o to, aby uzupełniać brakujące dania na bieżąco. To wielki plus, gdyż nie raz trafiło mi się bywać w hotelach, w których obowiązywała zasada - kto pierwszy ten lepszy.
Po śniadaniu wracamy do pokoju, żeby trochę odpocząć. Doba kończy się o 12, ale nam udaje się ją bezpłatnie przedłużyć do 14.
Weekend minął nam bardzo szybko i bardzo przyjemnie. O naszym pobycie w Mercure Grand Hotel mogłabym pisać długo. O wielu rzeczach nie wspomniałam, wielu nie zdążyłam zobaczyć i wiele będę pamiętać. Mam nadzieję  - do zobaczenia w Mercure!

Już wkrótce relacja z pobytu w Mercure okiem turystki, mniej branżowo ale równie ciekawie - zapraszam!