poniedziałek, 7 maja 2012

Nowocześnie, wygodnie i przytulnie


Tak opisałabym hotel Mercure w Warszawie, mając do dyspozycji trzy słowa.
Na szczęście mogę napisać więcej. Zatem – od początku. Nowocześnie. Mogłoby się wydawać, ze to oczywiste, zwłaszcza dla szanującego się czterogwiazdkowego hotelu. Ale różnie z tym bywa. W minionym roku sporo podróżowałam. Zwiedziłam między innymi Włochy (niemal całą Toskanię) i Francję. Mieszkałam, rzecz jasna, w hotelach. O ile trudno mieć zastrzeżenia do personelu (nawet do zestresowanej Włoszki, która wylała na mnie przypadkiem sos do spaghetti), to już nowoczesność placówek pozostawia wiele do życzenia. W czterogwiazdkowym hotelu w Montecatini Terme (Toskania) zabrakło… klimatyzacji. Upalne noce przyszło mi więc spędzać przy wiatraku, o który wybłagałam szefa hotelu. Natomiast we Francji (okolice Paryża) co rusz szwankowała winda. Obsługa recepcji – bardzo sympatyczna i rozgadana, ale… w swoim języku. Gdy usiłowałam wyjaśnić po angielsku, że z windą jest jakiś problem, Francuzi robili wielkie oczy, bo oni „Noł tolk inglisz”. Hotel co prawda trzygwiazdkowy, ale w internecie sprawiał wrażenie siódmego cudu świata.
Podobne wrażenie odniosłam, oglądając w sieci wnętrze warszawskiego „Mercure”. Nauczona doświadczeniem, pomyślałam sobie w pierwszej chwili, że fotograf świetnie opanował photoshopa. Ale na miejscu - miła niespodzianka. Bo internet nie kłamał. Razem z przyjaciółką zamieszkałyśmy w standardowym pokoju na czwartym piętrze. Naszą uwagę od progu przykuł telewizor, na ekranie którego widniało imię i nazwisko mojej współlokatorki oraz napis powitalny. Niby niewiele, ale od razu zrobiło się przyjemnie. W pokoju miałyśmy do dyspozycji czajnik elektryczny, do tego zapas kawy, herbaty oraz cukru. W szafie, tuż przy wejściu, znajdowała się niewielka lodóweczka, a w niej mały zapas alkoholu. To jedyna płatna strefa pokoju. Gdybyśmy miały ochotę na piwo lub wino, wystarczyło wypełnić leżącą obok listę i zaznaczyć na niej trunki, na które się zdecydowałyśmy. Opłatę uiszcza się, oddając pokój.
W łazience z kolei zaskoczyła nas suszarka. I tu znowu – ktoś stwierdzi, że drobiazg. Ale dla mnie znaczący. Pakując się, nie zdołałam już upchnąć suszarki. Pomyślałam więc, że albo zdam się na przyjaciółkę, która być może znalazła miejsce w walizce, albo … no cóż, przemęczę się i nie umyję włosów. Poza tym, idąc z Dworca Centralnego do hotelu, zmokłyśmy. Żadna z nas nie miała spodni na przebranie. Dlatego ten drobiazg, żeby nie powiedzieć – uratował nas, ale na pewno w znaczącym stopniu pomógł.
W łazience oczywiście czekały na nas zestawy mydełek, żeli pod prysznic, balsamów i szamponów. Cały ten kosmetyczny asortyment można było wykorzystać pod pięknym, przestrzennym prysznicem. Obsługa hotelowa dostarczyła nam także szlafroki oraz kapcie.
Zwiedzając placówkę, natrafiłyśmy między innymi na pokój, w którym znajdowały się deski do prasowania oraz żelazka. Za korzystanie nie trzeba było płacić. Dla mnie miłym zaskoczeniem była również doskonale wyposażona sala do fintessu oraz sauna. Goście hotelowi nie płacą. Darmowy jest również business corner, w którym hotel udostępnia stanowisko z internetem. Tu uderzyła mnie dbałość o szczegóły. Obok komputera leżą bowiem kartki, są też długopisy oraz spinacze. Kto chce, może sobie wydrukować potrzebny materiał.
Hotel dba również o gości pod względem kulinarnym. Nie przesadzę, pisząc, że zjadłyśmy z przyjaciółką królewskie śniadanie. Goście mogą sami zdecydować, co zjedzą. Do dyspozycji mają … bardzo bogaty zestaw. Na „szwedzkim stole” znalazły się owoce, warzywa, wędliny, sery (równe odmiany), rogaliki, ciasto, dżemy, jogurty, płatki kukurydziane, owsiane, musli i cały zestaw uwielbianych przeze mnie ziaren: słonecznika, pestki dyni, rodzinki. Na ciepło można było zjeść jajka, boczek, parówki oraz przepyszne racuchy.
Dlaczego wygodnie? Po pierwsze – centrum miasta. Ulica Krucza, przy której znajduje się Mercure, biegnie równolegle do Marszałkowskiej, czyli jakieś 800-900 metrów od dworca. Świetny punkt wypadowy do centrum miasta. Jeśli ktoś ma pytania związane ze zwiedzaniem stolicy, obsługa recepcji udziela wyczerpujących odpowiedzi. Goście dostają także mapki Warszawy.
Po całodziennym spacerze po mieście, ukojenie przynosi odpoczynek na wygodnym hotelowym łóżku. Kto chce, ogląda telewizję (za którą nie trzeba płacić) lub czyta książkę. Przy łóżku zamontowane są specjalne lampki dla miłośników czytania.
I tu dochodzę do ostatniego punktu – wyglądu wnętrza. Cały budynek został niedawno kompleksowo wyremontowany. W hotelu jest czyściutko, schludnie i kolorowo. Efekt, jak dla mnie – świetny! Nowoczesność bardzo ładnie komponuje się z estetycznym spokojem. Na podłogach leżą śliczne dywaniki z kolorowymi, delikatnymi akcentami. W tym samym deseniu utrzymane są firanki. Na ścianach korytarzy dominują żywe barwy, natomiast w pokojach – stonowane, przytulne pastele. Wszystko ze smakiem i wyczuciem.
W ulotce reklamującej Mercure przeczytałam, że łączy on w sobie aspekty centrum biznesowego oraz miejsca, w którym można odetchnąć od wielkomiejskiego zgiełku. Myślę sobie, że to zdanie idealnie oddaje ducha hotelu.

środa, 25 kwietnia 2012

Hot-elle w Mercure

Zgodnie z obietnicą, pierwsza subiektywna opinia Hot-elle i relacja z pobytu w 4-ro gwiazdkowym hotelu Mercure Grand w Warszawie.
Każdą podróż zawsze rozpoczynam od wirtualnej wycieczki, czyli sprawdzenia, co na temat danego hotelu znajdę w internecie. Przejrzałam booking.pl, poczytałam fora i wiedziałam już, że będzie dobrze. Bardzo dużo pozytywnych opinii i piękne zdjęcia.
Do stolicy pojechałam razem z moją przyjaciółką Martą. Kupiłyśmy bilet podróżnika za 69 zł , który upoważnia do podróżowania PKP po całej Polsce podczas weekendu. Pociąg, ku mojemu zaskoczeniu (chyba dawno nie jeździłam koleją) był wręcz luksusowy.
Ale wracając do właściwego przedmiotu mojej oceny, czyli Hotelu Mercure Grand – placówka usytuowana jest przy ulicy Kruczej 28 - niespełna 10 minut od Dworca Centralnego.

Jest godz. 11, podchodzimy do recepcji, doba rozpoczyna się o 14.00, ale mam nadzieję, że uda nam się zameldować szybciej. Zarezerwowany pokój już na nas czeka. Teraz trzeba tylko podjąć decyzję, czy ma być na piętrze dla palących, czy dla niepalących. Ostatecznie decydujemy się na tę drugą opcję. Pokój 432 czyli 4 piętro – twin standard. Recepcjonistka z uśmiechem wręcza nam karty i wskazuje drogę do windy. Oznakowanie w hotelu jest bardzo czytelne, więc trafiamy bez żadnego problemu. W drodze do wind mijamy business center. Nie mam ze sobą komputera, więc bardzo się ucieszyłam, że będę mogła skorzystać z internetu. Otwarty 24h na dobę punkt z komputerem, drukarką, skanerem, materiałami biurowymi dla osób uzależnionych od Internetu jest wybawieniem.
Trafiamy na czwarte piętro. Wszystkie pokoje otwierane są przez karty elektroniczne, one również włączają prąd w pokojach. Pokój jest przytulny. Z lewej strony stoją dwa łóżka, na których zostawiono szlafroki i kapcie, z prawej stoliczek i dwa fotele. Na stoliczku znajdujemy karteczkę : Mam na imię KATIA. To ja przygotowałam dla Państwa ten pokój. Ewentualne opinie proszę przekazać recepcji lub opisać je na odwrocie. Zapoznam się z nimi jutro rano. Dziękuje i życzę miłego pobytu!

W centralnej części stoi telewizor, na którym widnieje napis: Mercure Gran Hotel wita Małgorzatę Kopcińską!
Pokój jest z łazienką i wc. W łazience znajduje się duży oszklony prysznic, suszarka, lustro powiększające do makijażu oraz ręczniki i wszystkie niezbędne kosmetyki : balsam, żel pod prysznic, szampon, mydło. W pokoju stoi szafa z wieszakami i minibarek (dodatkowo płatny) oraz sejf.

 Będąc pod wrażeniem standardu hotelu, zaczęłyśmy wymieniać się poglądami przy kawie – w pokoju był czajnik z kawami i herbatami w saszetkach. Bardzo szybko okazało się, że Marta zwraca uwagę na zupełnie inne rzeczy niż ja. Dla mnie, jako hotelarza, który zna funkcjonowanie hotelu od drugiej strony, ciekawe było, na jakim programie pracuje recepcja (na Fidelio ), jakie jest średnie obłożenie hotelu, czy przyjeżdżają tu goście biznesowi czy turystyczni? Martę ciekawiły inne szczegóły. Jak można spędzić wolny czas w hotelu i w jaki sposób obsługa będzie wiedziała, że w barku w pokoju nic nie zostało wypite.
Po krótkim odpoczynku postanowiłyśmy zwiedzić hotel. Wsiadając do windy, zauważyłyśmy przycisk z napisem „Fitness”. Zjechałyśmy na poziom -1. Rowerki, bieżnie orbitreki – szkoda, że nie wzięłyśmy strojów sportowych, bo chętnie skorzystałybyśmy z tych atrakcji. W strefie fitness jest też sauna.
Następnie udałyśmy się do lobby, z którego można przejść do baru i restauracji. Naszą uwagę przykuł stojące w centralnej części holu pianino. Pracownik baru poinformował nas, że czasem można trafić na krótkie koncerty wykonywane na tym instrumencie.
Restauracja jest duża w beżowo-brązowej kolorystyce, filary okryto plisowanym materiałem w kolorze ecru, który dodaje temu wnętrzu uroku i sprawia, że sala staje się bardziej kameralna.
Od zastępcy kierownika zmiany dowiadujemy się, że hotel, który ma ponad 60 lat, niedawno przeszedł gruntowny remont i od roku 2008 funkcjonuje pod marką Mercure. Hotel jest nastawiony na klienta biznesowego przyjeżdżającego do Warszawy w interesach. Ku mojemu zaskoczeniu, wnętrza nie są smutne i przytłaczające, jak w innych biznesowych hotelach.
 W Mercure szare i pastelowe wnętrza przełamane są kolorowymi akcentami. Czerwone i bordowe dodatki  ożywiają przestrzeń, dodając jej energii. Całość sprawia, że człowiek czuje się tu dobrze.
Jako młodą mamę, interesowało mnie, czy hotele nastawione na gości biznesowych posiadają również udogodnienia dla rodziców podróżujących z dzieckiem. W Mercure Grand Hotel dzieci do 12 roku życia nocują bezpłatnie pod warunkiem, że nie korzystają z oddzielnego łóżka, mają również bezpłatne śniadanie. Dla maluchów można wypożyczyć łóżeczko, a w restauracji znajdziemy krzesełko dla najmłodszych dzieci.
Hotel posiada 299 pokoje w różnych standardach. Najdroższy kosztuje 1650 zł za dobę. Jako ciekawskie z natury kobiety, nie mogłybyśmy sobie odmówić obejrzenia takiego apartamentu. Nie było z tym problemu. Pani Bożenka z recepcji zaprowadziła nas do jednego z nich. Pokój był znacznie większy od naszego. Posiadał dwa oddzielne pomieszczenia. Wydzielono część sypialną, z której było bezpośrednie wejście do łazienki z dużą wanną - oraz cześć dzienną, gdzie można zaaranżować małe spotkanie służbowe. Naszą uwagę przykuł jeszcze jeden istotny szczegół. W pokoju, zamiast czajnika elektrycznego, był mały ekspres do kawy na specjalne kapsułki.
Jeśli chodzi o obłożenie hotelu – w tygodniu nocuje tu wielu gości, w weekendy natomiast placówka jest zdecydowanie mniej obłożona. Podobnie jest w wakacje, kiedy łatwiej znaleźć nocleg w Warszawie, można tez liczyć na ciekawe promocje.
Na zwiedzaniu hotelu i Warszawy minął nam prawie cały dzień. Widziałyśmy m.in. niesamowite Muzeum Powstania Warszawskiego – polecamy! Wieczorem z wielu planowanych opcji wybieramy oglądanie telewizji i leżenie na naszych wygodnych łóżkach w pokoju.
Jest niedziela, i coś na co czekałam cały weekend – śniadanie! Kosztuje 65 zł od osoby, więc spodziewam się bardzo dużego wyboru dań. No i nie zawiodłam się. Menu jest tak bogate, że spędzamy w restauracji 1,5 godziny. Jest wszystko: z dań na ciepło można zjeść jajecznicę, trzy rodzaje kiełbasek, bekon. Ogromny wybór wędlin i serów, do tego twarogi, jogurty, musli no i pieczywo: razowy chleb z pestkami był cieplutki jakby był prosto z piekarni. Można zjeść jajka, owsiankę, zrobić sobie sałatkę owocową z melona, ananasa, grejpfruta z pestkami dyni, słonecznikiem. Do picia kawa rozpuszczalna, herbata, kawa i cappuccino z ekspresu. Na deser racuchy, ciasteczka, mufinki – jest po prostu wszystko. Zgodnie stwierdzamy że każdy znajdzie coś dla siebie. Obcokrajowcy przyzwyczajeni do śniadań kontynentalnych czy typowych 
angielskich, wegetarianie, osoby na specjalnych dietach – każdy! Śniadanie rozpoczyna się o godzinie 6.30 i kończy o 11.00. My jesteśmy koło 9.30 i mimo że przed nami śniadanie jadło już wielu gości, na stołach i platerach tego nie widać. Obsługa dba o to, aby uzupełniać brakujące dania na bieżąco. To wielki plus, gdyż nie raz trafiło mi się bywać w hotelach, w których obowiązywała zasada - kto pierwszy ten lepszy.
Po śniadaniu wracamy do pokoju, żeby trochę odpocząć. Doba kończy się o 12, ale nam udaje się ją bezpłatnie przedłużyć do 14.
Weekend minął nam bardzo szybko i bardzo przyjemnie. O naszym pobycie w Mercure Grand Hotel mogłabym pisać długo. O wielu rzeczach nie wspomniałam, wielu nie zdążyłam zobaczyć i wiele będę pamiętać. Mam nadzieję  - do zobaczenia w Mercure!

Już wkrótce relacja z pobytu w Mercure okiem turystki, mniej branżowo ale równie ciekawie - zapraszam!

piątek, 13 kwietnia 2012

Hot-elle subiektywnie

Już wkrótce na moim blogu będę publikować swoje opinie, wrażenia i uwagi dotyczące hoteli w których będę miała przyjemność bądź nieprzyjemność nocować. 
Mam nadzieję, że wszystkim czytelnikom mojego bloga wszystkie te informacje będą przydatne przy planowaniu własnych podróży po Polsce i nie tylko. Zapraszam!

piątek, 3 lutego 2012

Gdy Cię wkurzy gość

Każdego roku setki czy nawet tysiące osób kończy studia o kierunku turystyki czy hotelarstwa. 
Wielu marzy o tym aby pracować w swoim zawodzie. W bardzo trudnym zawodzie- hotelarza. Nie ważne czy pracujesz w recepcji czy jesteś kelnerem czy pokojową, od tej chwili gość jest dla ciebie najważniejszy. Bywa niestety tak, że masz doczynienia z bardzo trudnymi ludźmi. Jedni są upierdliwi z natury inni celowo chcą uprzykrzyć ci prace i udowodnić, że jesteś dla niego nikim. Jeszcze inni robią wszystko aby uzyskać rabaty- więc tak długo będą zatruwać ci życie aż uzyskają satysfakcjonujący ich upust. Jak powinien zachować się hotelarz? Nie można wyprowadzić się z równowagi, nie można podnosić głosu, nie wolno okazać słabości. Niestety tak, bo ileż można krzyczeć na pięknie uśmiechniętą recepcjonistkę - prędzej czy później emocje opadną. Jeśli nie lubisz ludzi, wkurzają cię marudni klienci - to zastanów się czy ten zawód jest dla ciebie? Przecież w życiu chodzi o to aby lubić swoją pracę i z satysfakcją ją wykonywać. Jeśli będziesz hotelarzem z pasją to ten zawód wynagrodzi Ci wszystkie gorsze chwile.Gwarantuje.

piątek, 6 stycznia 2012

Branżowy wiersz..ciekawe czy zapłacił z góry?

W hotelu
15 listopada o godzinie 5 nad ranem,
przyszedł gość do hotelu w Zakopanem.
Pogoda była kiepska,
śnieg w Zakopanem prószył,
więc gość był zatulony w futro po same uszy.
Otrzepał futro ze śniegu
usiadł na brzegu krzesła.
-Jest wolny pokój?
-Owszem
-Chciałbym się u was przespać.
-Mam prześliczny pokój z widokiem na Zakopane.
-Z tapczanem?
-Oczywiście. Z bardzo wygodnym tapczanem.
Łazienka jest tuż obok.
-Dziękuje nie skorzystam.
Proszę o klucz od pokoju.
-Numer pokoju 300. O której Pana obudzić?
W południe czy też wieczorem?
-Proszę mnie dziś nie budzić
-A jutro?
-Pod żadnym pozorem. Pojutrze też nie trzeba,
w ogóle - po co ten pośpiech? Jak się położę dzisiaj,
do wiosny sobie pośpię.
- Do wiosny???-
Pan z recepcji aż się za głowę złapał,
a gość wziął klucz od pokoju i do pokoju poczłapał.
I kartkę z takim napisem powiesił na klamce drzwi:
"Nie budzić aż do wiosny,bo tutaj NIEDŹWIEDŹ śpi"

Wanda Chotomska