Tak opisałabym hotel
Mercure w Warszawie, mając do dyspozycji trzy słowa.
Na szczęście mogę napisać więcej. Zatem – od początku.
Nowocześnie. Mogłoby się wydawać, ze to oczywiste, zwłaszcza dla szanującego
się czterogwiazdkowego hotelu. Ale różnie z tym bywa. W minionym roku sporo
podróżowałam. Zwiedziłam między innymi Włochy (niemal całą Toskanię) i Francję.
Mieszkałam, rzecz jasna, w hotelach. O ile trudno mieć zastrzeżenia do
personelu (nawet do zestresowanej Włoszki, która wylała na mnie przypadkiem sos
do spaghetti), to już nowoczesność placówek pozostawia wiele do życzenia. W
czterogwiazdkowym hotelu w Montecatini Terme (Toskania) zabrakło… klimatyzacji.
Upalne noce przyszło mi więc spędzać przy wiatraku, o który wybłagałam szefa
hotelu. Natomiast we Francji (okolice Paryża) co rusz szwankowała winda.
Obsługa recepcji – bardzo sympatyczna i rozgadana, ale… w swoim języku. Gdy
usiłowałam wyjaśnić po angielsku, że z windą jest jakiś problem, Francuzi
robili wielkie oczy, bo oni „Noł tolk inglisz”. Hotel co prawda trzygwiazdkowy,
ale w internecie sprawiał wrażenie siódmego cudu świata.
Podobne wrażenie odniosłam, oglądając w sieci wnętrze
warszawskiego „Mercure”. Nauczona doświadczeniem, pomyślałam sobie w pierwszej
chwili, że fotograf świetnie opanował photoshopa. Ale na miejscu - miła
niespodzianka. Bo internet nie kłamał. Razem z przyjaciółką zamieszkałyśmy w
standardowym pokoju na czwartym piętrze. Naszą uwagę od progu przykuł
telewizor, na ekranie którego widniało imię i nazwisko mojej współlokatorki
oraz napis powitalny. Niby niewiele, ale od razu zrobiło się przyjemnie. W
pokoju miałyśmy do dyspozycji czajnik elektryczny, do tego zapas kawy, herbaty
oraz cukru. W szafie, tuż przy wejściu, znajdowała się niewielka lodóweczka, a
w niej mały zapas alkoholu. To jedyna płatna strefa pokoju. Gdybyśmy miały
ochotę na piwo lub wino, wystarczyło wypełnić leżącą obok listę i zaznaczyć na
niej trunki, na które się zdecydowałyśmy. Opłatę uiszcza się, oddając pokój.
W łazience z kolei zaskoczyła nas suszarka. I tu znowu –
ktoś stwierdzi, że drobiazg. Ale dla mnie znaczący. Pakując się, nie zdołałam
już upchnąć suszarki. Pomyślałam więc, że albo zdam się na przyjaciółkę, która
być może znalazła miejsce w walizce, albo … no cóż, przemęczę się i nie umyję
włosów. Poza tym, idąc z Dworca Centralnego do hotelu, zmokłyśmy. Żadna z nas nie
miała spodni na przebranie. Dlatego ten drobiazg, żeby nie powiedzieć –
uratował nas, ale na pewno w znaczącym stopniu pomógł.
W łazience oczywiście czekały na nas zestawy mydełek, żeli
pod prysznic, balsamów i szamponów. Cały ten kosmetyczny asortyment można było
wykorzystać pod pięknym, przestrzennym prysznicem. Obsługa hotelowa dostarczyła
nam także szlafroki oraz kapcie.
Zwiedzając placówkę, natrafiłyśmy między innymi na pokój, w
którym znajdowały się deski do prasowania oraz żelazka. Za korzystanie nie
trzeba było płacić. Dla mnie miłym zaskoczeniem była również doskonale
wyposażona sala do fintessu oraz sauna. Goście hotelowi nie płacą. Darmowy jest
również business corner, w którym hotel udostępnia stanowisko z internetem. Tu
uderzyła mnie dbałość o szczegóły. Obok komputera leżą bowiem kartki, są też
długopisy oraz spinacze. Kto chce, może sobie wydrukować potrzebny materiał.
Hotel dba również o gości pod względem kulinarnym. Nie
przesadzę, pisząc, że zjadłyśmy z przyjaciółką królewskie śniadanie. Goście
mogą sami zdecydować, co zjedzą. Do dyspozycji mają … bardzo bogaty zestaw. Na
„szwedzkim stole” znalazły się owoce, warzywa, wędliny, sery (równe odmiany),
rogaliki, ciasto, dżemy, jogurty, płatki kukurydziane, owsiane, musli i cały
zestaw uwielbianych przeze mnie ziaren: słonecznika, pestki dyni, rodzinki. Na
ciepło można było zjeść jajka, boczek, parówki oraz przepyszne racuchy.
Dlaczego wygodnie? Po pierwsze – centrum miasta. Ulica
Krucza, przy której znajduje się Mercure, biegnie równolegle do
Marszałkowskiej, czyli jakieś 800-900 metrów od dworca. Świetny punkt wypadowy do
centrum miasta. Jeśli ktoś ma pytania związane ze zwiedzaniem stolicy, obsługa
recepcji udziela wyczerpujących odpowiedzi. Goście dostają także mapki
Warszawy.
Po całodziennym spacerze po mieście, ukojenie przynosi
odpoczynek na wygodnym hotelowym łóżku. Kto chce, ogląda telewizję (za którą
nie trzeba płacić) lub czyta książkę. Przy łóżku zamontowane są specjalne
lampki dla miłośników czytania.
I tu dochodzę do ostatniego punktu – wyglądu wnętrza. Cały
budynek został niedawno kompleksowo wyremontowany. W hotelu jest czyściutko,
schludnie i kolorowo. Efekt, jak dla mnie – świetny! Nowoczesność bardzo ładnie
komponuje się z estetycznym spokojem. Na podłogach leżą śliczne dywaniki z
kolorowymi, delikatnymi akcentami. W tym samym deseniu utrzymane są firanki. Na
ścianach korytarzy dominują żywe barwy, natomiast w pokojach – stonowane,
przytulne pastele. Wszystko ze smakiem i wyczuciem.
W ulotce reklamującej Mercure przeczytałam, że łączy on w
sobie aspekty centrum biznesowego oraz miejsca, w którym można odetchnąć od
wielkomiejskiego zgiełku. Myślę sobie, że to zdanie idealnie oddaje ducha
hotelu.